Kontrowersje przyciągają (grudzień 2020)
Kilka dni temu na osiedlu zrobiło się głośno w sprawie rzeźb, które znienacka pojawiły się w Parku Heweliusza. Jedni potępiają je w czambuł,
drudzy przeciwnie. Pewne jest jedno – teraz więcej ludzi odwiedza park. Wielu chce się przekonać, jak jest naprawdę.
U podłoża całej sprawy leży idea recyklingu – urządzający park wycięli kilka dorodnych drzew, zakwalifikowanych jako nie nadające się
do dalszego utrzymania. Zostały po nich pnie – częściowo sterczące z ziemi, częściowo powalone. I tak sobie trwały.
Niespodziewanie Zarząd Zieleni Miejskiej zaprosił rzeźbiarza Krzysztofa Wizę, by dał im nowe życie. Artysta przy pomocy piły łańcuchowej zamienił pnie w rzeźby. Teraz w parku znajdziemy między innymi sowę, kota na księżycu, Małego Księcia z lisem, astronomów: Kopernika i Heweliusza,
oraz inne postacie. Leżące pnie zostały przeobrażone w artystyczne stoliki i ławki, których w parkach zawsze mało.
- Rzeźby w przestrzeni parku Heweliusza nadają temu miejscu nowego charakteru, tworzą swoistego rodzaju galerię sztuki. Tematy rzeźb nawiązują do astronomii, czyli nauki, którą szczególnie umiłował patron parku. Mam nadzieję, że zaproponowana przez nas forma wykorzystania pozostałości po pracach pielęgnacyjnych i nadania nowego życia drzewom, będzie pozytywnie przyjęta przez mieszkańców Poznania – powiedział Tomasz Lisiecki, dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej.
I tu się przynajmniej częściowo pomylił: bo o ile sporo osób zareagowało przychylnie, druga grupa gwałtownie zaprotestowała. Uznali, że rzeźby są brzydkie, a surowe pnie lepiej nadawały się, na przykład do dziecięcych zabaw. W czambuł potępiła rzeźby Gazeta Wyborcza, przyznając
galerii pod chmurką Czarną Pyrę, czyli dość wątpliwe wyróżnienie.
W jednej kwestii trudno krytykom odmówić racji – miasto mogło poprzedzić zlecenie wykonania rzeźb jakąś formą konsultacji społecznych.
Tylko czy one by coś dały? Sztuka, zwłaszcza współczesna, ma to do siebie, że budzi kontrowersje. O tym, czy są ładne, czy brzydkie dyskutować
nie ma sensu. Już Rzymianie zauważyli: de gustibus non est disputandum..
Zresztą praktyczne każda współczesna rzeźba stawiana w przestrzeni publicznej budzi dość skrajne emocje i tak chyba powinno być.
Kontrowersje wokół rzeźb odniosły nieoczekiwany skutek. Park i tak będący ulubionym celem spacerów mieszkańców, przeżył istne oblężenie.
Ludzie podchodzili do rzeźb, fotografowali je i siebie z nimi, oglądali z bliska. Niektórzy przybyli z odległych dzielnic.
Sądząc z wypowiadanych opinii, zmiana w parku została przyjęta ze spokojem. Wśród oglądających skrajnych emocji zdawało się być mniej,
niż u tych, którzy znają sprawę jedynie ze słyszenia.
- Mieszkam w pobliżu. Przychodzę tutaj często by ćwiczyć. Cieszę się, że ten park powstał. Podobają mi się również nowe rzeźby. Moim zdaniem,
przy urządzaniu parku w ten sposób postawiono kropkę nad i – mówi nasz czytelnik.
Innym czytelnikom sugerujemy, by sami wyrobili sobie opinię, nie tylko na podstawie prezentowanych zdjęć. Warto przejść się do parku.
Darek Preiss
fot. Ela Preiss
Mieszkańcy, szanujcie chodniki (grudzień 2020)
Wiele się tutaj pisało, pisze i zapewne pisać będzie o remontach chodników. Na palcach jednej ręki można policzyć ulice, na których są one
w dobrym stanie, czytaj – niedawno były remontowane. Wieloletnie zaniedbania, sięgające w głąb poprzedniego ustroju, sprawiają, że zaległości
i potrzeby są ogromne.
Z rzadka udaje się uzyskać jakieś środki z budżetu miasta na remont chodników, dotyczy to zresztą tylko głównych ulic, a przecież większość mieszkańców nie przy nich ma swoje mieszkania czy domy. Chodniki przy tych mniej eksponowanych ulicach są przede wszystkim pod opieką
Rady Osiedla, a tu środki są więcej niż skromne. Co więcej, w najbliższych latach będą – z powodu polityki rządu, a także pandemii –
jeszcze mniejsze.
Dlatego większość mieszkańców musi się, niestety, uzbroić w cierpliwość: czasy na remont „ich” chodnika kiedyś nadejdą, ale prawdopodobnie przyjdzie na to jeszcze poczekać. Może nawet bardzo długo.
Nie o tym chcę jednak tym razem napisać. Dzisiaj chcę zaadresować kilka słów do tych szczęściarzy, którzy mieszkają tam, gdzie chodniki
niedawno odnowiono. Co bowiem widzimy? Płytki położone najwyżej kilka lat temu są już w wielu miejscach spękane.
Głównym powodem są parkujące w nadmiarze samochody. Wielu z nas wydaje się, że jak się pozwoli raz czy drugi zaparkować przed swoim domem, nic się nie stanie. Tymczasem kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym spadaniem.
Niestety, także osobówki sprawiają, że żywotność chodników drastycznie się zmniejsza, acz tu trzeba czasu, by się o tym przekonać.
Tu warto się odnieść do nieprzemyślanej organizacji ruchu: miasto pozwala parkować na chodnikach, które nie zupełnie są do tego przystosowane – są po prostu za słabe by przenosić takie obciążenia.
Ale jest problem poważniejszy: wszelkiej maści pojazdy dostawcze, już nie mówiąc o ciężarowych. Te potrafią rozprawić się z najlepiej ułożonym chodnikiem w kilka tygodni, najwyżej miesięcy.
Najgorsze są wszelkiego rodzaju ciężkie pojazdy, używane przede wszystkim przy okazji budów i remontów. Te potrafią zdemolować chodnik
w jednej chwili. Efekt jest taki, że mamy pięknie wyremontowany dom, a przed nim chodnik, niedawno odnowiony, woła po pomstę do nieba.
Wszyscy powinniśmy zdawać sobie sprawę nie tylko z tego, że jeżeli mieszkamy przy ulicy z równym chodnikiem jesteśmy szczęściarzami. Także z tego, że od najbliższego kolejnego remontu dzieli nas, lekko licząc, kilkadziesiąt lat.
Jeśli więc pozwolimy na demolowanie chodnika pod naszym domem, będziemy musieli z tym żyć my i nasze dzieci.
Darek Preiss
fot. Darek Preiss
Poznańskim luteranom stuknęło sto lat (grudzień 2020)
No, może nie całemu wyznaniu, bo jest znacznie starsze, ale poznańskiej parafii. Jej losy były burzliwe, jak cała historia Polski.
Dopiero od niedawna parafia cieszy się normalnymi warunkami działalności duszpasterskiej, kulturalnej, edukacyjnej i charytatywnej.
Parafia powstała w 1920 roku zaledwie rok po utworzeniu Polskiego Towarzystwa Ewangelickiego. Była bardzo potrzebna – stanowiła
wyspę polskości w morzu niemieckiego protestantyzmu, zdecydowanie dominującego w przedwojennym Poznaniu.
Założyciele parafii odwołali się do oryginalnego dziedzictwa polskiej reformacji, nie oglądając się na Niemców.
O charakterze parafii świadczy najlepiej osoba pierwszego proboszcza – księdza seniora Gustawa Manitiusa. Choć nazwisko mogłoby sugerować coś innego, był on niestrudzonym obrońcą polskości, co w miarę dochodzenia do głosu prohitlerowskich sympatii – w Niemczech, ale i wśród mniejszości niemieckiej na ziemiach dawnego zaboru pruskiego – było coraz trudniejsze. Ksiądz Manitius zapłacił za swoją postawę życiem –
zamordowany przez hitlerowców wkrótce po wkroczeniu ich do Poznania. Został zamęczony w styczniu 1940 roku w Forcie VII.
Jego osobę przypomina dzisiaj niewielki pomnik usytuowany prze ulicy Grunwaldzkiej, u zbiegu Obozowej. To tamtędy idzie się do nowego
kościoła luteran.
Powojenna historia parafii nie była wprawdzie tragiczna, jak ta wojenna, ale też niełatwa.
Polscy protestanci roztoczyli opiekę nad Niemcami, tymi, którzy zostali w Poznaniu i okolicach. Po doświadczeniach straszliwej wojny
nie było to z pewnością łatwe, ale taka była potrzeba chwili.
Z drugiej strony, protestanci nie cieszyli się bynajmniej akceptacją nowych , przyniesionych na rosyjskich bagnetach, władz propagujących
radykalny ateizm. Zresztą, dla przybyłych ze wschodu protestant był z definicji podejrzany – taki nie do końca Polak, zapewne trochę Niemiec.
Paradoksalnie, pod wieloma względami był bardziej na cenzurowanym, niż katolik.
Niechętny stosunek władz do protestantyzmu objawił się najpełniej w tym, że parafia długo nie mogła znaleźć dla siebie miejsca.
Wprawdzie poewangelickich kościołów było w Poznaniu sporo, ale nie dla polskich protestantów.
Dopiero w 1946 roku, z łaski, władze pozwoliły im przejąć dawną kaplicę cmentarną przy Grunwaldzkiej – na miejscu zlikwidowanych przez okupanta cmentarzy. Tam gdzie dzisiaj jest park, niedawno nazwany imieniem księdza Manitiusa.
Kaplica była oczywiście za mała, część aktywności parafii z konieczności musiała usytuować się gdzie indziej – w kamienicy na Kossaka.
Taki stan rzeczy trwał aż do 2003 roku. Warto wspomnieć, że w tym trudnym okresie dla parafii zasłużyli się ksiądz senior Jan Walter
i ksiądz senior Tadeusz Raszyk.
W latach 2002 – 2004 rozpoczęto budowę nowego kościoła na działce wcześniej użytkowanej przez milicję, a następnie policję. Tempo prac
było imponujące.
Nowy Kościół Łaski Bożej wraz z Centrum Parafialnym został uroczyście poświęcony 19 września 2004 roku. Od 2013 proboszczem jest
ksiądz Marcin Kotas.
Budowla, mimo, że nowoczesna, doskonale oddaje charakter chrześcijańskiej świątyni, w swej prostocie i jednocześnie elegancji.
Widać to szczególnie wewnątrz. Architekt doskonale pogodził gusta zarówno tradycjonalistów, jak i zwolenników modernizmu.
Dzisiaj parafia liczy 360 dusz, a co roku przybywa kilku, kilkunastu nowych wyznawców, przede w wszystkim na zasadzie konwersji
z innych kościołów chrześcijańskich.
Parafia mieści się na terenie osiedla Grunwald – Południe, ale obejmuje całe miasto Poznań i miejscowości okolicznych powiatów. Warto podkreślić, że parafia zajmuje się działalnością nie tylko stricte religijną: prowadzi też wśród parafian aktywność społeczną, wspierając choćby ubogich
i niepełnosprawnych. Odbywające się w kościele koncerty weszły na stałe do kalendarza wydarzeń na naszym osiedlu.
Uroczystości rocznicowe
We wrześniu tego roku uroczyście obchodzono stulecie parafii. W sobotę 19 września zaprezentowana została wiernym publikacja
„Bo przy mnie stał” . Wydawnictwo to zawiera teksty, modlitwy i rozmyślania wieloletniego proboszcza księdza seniora Tadeusza Raszyka.
W sobotnim spotkaniu głos zabrały redaktorki publikacji „Bo przy mnie stał”: Halina Raszyk, żona zmarłego przed ośmioma laty proboszcza
Anna Zielińska-Krybus. W panelu dyskusyjnym głos zabrali ksiądz Witold Twardzik, proboszcz parafii ewangelickiej w Pasymiu, dawny podopieczny księdza Raszyka z czasów jego służby w Świdnicy, oraz byli wikariusze poznańscy – księża: Tomasz Wola, obecnie proboszcz w Pile, Sławomir Sikora, proboszcz w Szczecinie i Wojciech Płoszek, proboszcz parafii w Ostródzie. Spotkanie poprowadził proboszcz poznańskiego zboru
ksiądz Marcin Kotas.
Obecni byli także przedstawiciele i duchowni Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP wraz z biskupem Jerzym Samcem, delegaci poznańskich Kościołów zrzeszonych w Poznańskiej Grupie Ekumenicznej oraz przedstawiciele władz miejskich i instytucji współpracujących z Parafią.
Dzień później, w niedzielę 20 września o godz.10:00 odbyło się uroczyste nabożeństwo dziękczynne. Liturgię nabożeństwa prowadzili:
proboszcz ksiądz Marcin Kotas, biskup Diecezji Pomorsko-Wielkopolskiej ksiądz profesor Marcin Hintz, oraz duchowni, którzy przed laty pełnili
służbę wikariacką w Poznaniu, księża: Wojciech Płoszek, Tomasz Wola oraz Waldemar Gabryś z Leszna.
Kazanie na podstawie Psalmu 84 wygłosił Biskup Kościoła ksiądz Jerzy Samiec. Po kazaniu życzenia i słowa pozdrowienia przekazali
wikariusz generalny Archidiecezji Poznańskiej bp Damian Bryl, przewodniczący poznańskiego magistratu Grzegorz Ganowicz, superintendent Północno-Zachodniego Okręgu Kościelnego Kościoła Krajowego Hanoweru ks. Karl Ludwig Schmidt oraz w imieniu Kościołów Poznańskiej
Grupy Ekumenicznej głos zabrał pastor zboru zielonoświątkowego Piotr Wisełka. Zarówno podczas sobotniego spotkania, jak i w trakcie nabożeństwa, o oprawę muzyczną zadbały: Marta Michalak (skrzypce) i Małgorzata Raszyk-Kopczyńska (organy).
W trakcie uroczystości otwarta została również wystawa przygotowana przez Filipa Lipińskiego, dokumentująca sto lat działalności Parafii.
darp
Fot. Filip Lipiński
Bądź z nami w te święta ! (grudzień 2020)
Co zrobić aby w tym nienormalnym, trudnym pandemicznym czasie zachować trochę optymizmu, poczuć atmosferę najbardziej rodzinnych świąt
w roku. Co zrobić by zamiast tradycyjnych przedświątecznych spotkań w gronie przyjaciół, współpracowników, znajomych nie zrywać łączących ludzi więzi, których tak teraz brakuje.
Otóż trzeba wymyśleć inny sposób na zachowanie poczucia świątecznej wspólnoty. Zwłaszcza dla środowiska osiedlowych seniorów.
Z tego powodu radni Osiedla Grunwald Południa, aby wypełnić tę stratę zdecydowali wesprzeć finansowo inicjatywę Stowarzyszenia Galiarda
i zaproponować coś na miarę naszego pandemicznego czasu.
Działające przy klubach osiedlowych Raszyn i Kopernik Studio Piosenki prowadzone przez panią Beatę Adamską (jednocześnie wiceprezesa Stowarzyszenia Galiarda) podjęło się tego zadania. Będzie to płyta z nagraniami
świątecznych piosenek, pastorałek i kolęd, a wykonawcami będą młodzi wokaliści w wieku od 7 do 19 lat, laureaci wielu konkursów wokalnych
o randze ogólnopolskiej wychowankowie osiedlowego Studia Piosenki.
Płyta będzie prezentem dla seniorów z funkcjonujących na osiedlu klubów, a także zostanie rozdawana w parafiach osiedla Grunwald Południe. Będzie pamiątką dla młodych wykonawców, a także wzbogaceniem ich doświadczenia.
Praca w studiu nagraniowym jest czym innym niż występy sceniczne a zdobyte w ten sposób umiejętności zaprocentują w przyszłości.
W związku z brakiem możliwości prowadzenia działalności koncertowej w dotychczasowej formie, ze względu na pandemię COVID-19, wychowankowie Studia Piosenki przygotowali Koncert Świąteczny w siedzibie Klubu Raszyn bez udziału publiczności.
Nagranie Koncertu zostanie umieszczone na kanale You Tube Klubu Raszyn i udostępniony profilu FB . Reportaż z koncertu został również zrealizowany przez telewizję TV SM Grunwald i zostanie udostępniony na FB Stowarzyszenia i kanale You Tube Klubu Raszyn.
Jest zatem nadzieja, że choć trochę zostanie wypełniona luka po braku bezpośrednich spotkań, poczucie, że łączy nas świąteczna więź,
a młodzi wykonawcy otrzymają wsparcie i wzbogacą na przyszłość swoje doświadczenia nie tylko artystyczne.
A zatem ,bądźmy razem w te święta …. i nie tylko.
Wspomnienie o Bronisławie Dietlu (1878 – 1952) (lipiec-listopad 2020)
Inicjatorem tablicy pamiątkowej poświęconej Bronisławowi Dietlowi jest mecenas Rafał Szymkowiak, właściciel Kancelarii Prawnej PRAGMATIQ.
Kancelaria ta mieści się obecnie w willi przy ul. Grunwaldzkiej 107, która w przeszłości została wybudowana na Abisynii na krótko przed wybuchem II wojny światowej przez Bronisława Dietla.
Bronisław Dietl zamieszkał w niej z żoną Anielą z domu Znaniecka, polonistką oraz z dziećmi Barbarą i Jerzym. Aniela Znaniecka pochodziła
z rodziny ziemiańskiej.
Bronisław Dietl ukończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był starostą w Inowrocławiu i prezydentem Torunia.
We wrześniu 1939 roku po wybuchu wojny odpowiedzialny był za niszczenie wrażliwych dokumentów w ewakuowanym Urzędzie Wojewódzkim
w Poznaniu. Jego niezwykła odwaga uratowała wielu mieszkańców tego grodu przed represjami okupanta. Zasiadał też we władzach PCK. Koordynował pomoc medyczną i humanitarną dla ludności cywilnej.
Państwo Dietlowie, jak wszyscy mieszkańcy Abisynii, zostali wysiedleni przez Niemców ze swojego domu. Po wojnie powrócili na Grunwaldzką 107. Bronisław Dietl zmarł w 1952 r. i został pochowany na Cmentarzu Junikowskim.
Uroczystość odsłonięcia tablicy pamiątkowej poświęconej Bronisławowi Dietlowi odbyła się 1 października 2020 r. Na tę uroczystość przybyli potomkowie Bronisława Dietla: wnuk Tomasz Dietl, prof. fizyki Polskiej Akademii
Nauk wraz z małżonką Marią Anielą i wnuczka Anna Dietl Zborowska, psycholog dziecięcy, oraz przyjaciele i znajomi rodziny Dietlów, koleżanki
i koledzy z lat szkolnych Tomasza i Anny, członkowie Stowarzyszenia Mieszkańców Abisynii i zaproszeni goście. Obecna była również
cała załoga Kancelarii Prawnej z panią Romą na czele.
Uczestników tego wydarzenia powitał mecenas Rafał Szymkowiak oraz autor książki pt. „Abisynia”, redaktor Aleksander Przybylski.
W imieniu rodziny głos zabrał prof. Tomasz Dietl.
Po części oficjalnej odbywającej się na wolnym powietrzu w przepięknie prowadzonym ogrodzie, uczestnicy przeszli do budynku Kancelarii Prawnej, który w przeszłości był siedzibą rodziny Dietlów. Rozmowom w kuluarach nie było końca. Cała uroczystość przebiegała w bardzo miłej
i serdecznej atmosferze.
Opracowała
Maria Teresa Korpal
Radna Osiedla Grunwald Południe
Opłotek wita na Abisynii (lipiec-listopad 2020)
Idących od tramwaju ulicą Drzewieckiego na osiedlu Abisynia wita Galeria O!płotek. Ulica, będąca w zamyśle projektantów bramą osiedla
i niedawno wyremontowana, zyskała dodatkową oprawę.
Galeria umieszczona została, jak sama nazwa wskazuje, na płocie przedszkola zamykającego perspektywę ulicy.
Płocie pieczołowicie odrestaurowanym, według przedwojennych projektów. Galeria, podobnie jak renowacja płotu, to dzieło Stowarzyszenia Mieszkańców „Abisynia”.
Jak przystało na galerię, ekspozycja jest zmienna. Dzisiaj można podziwiać reprodukcje obrazów namalowanych przez mieszkańców Abisynii, wcześniej była wystawa o wybitnym poznańskim architekcie Janie Węcławskim (przez jakiś czas gościła nawet na dziedzińcu Urzędu Miasta), wystawa fotograficzna „Ogrody Abisynii” , wystawa „Chłopiec z zapałkami” traktująca o znanym kolekcjonerze zapałczanych pudełek i wreszcie „Migawki z Abisynii”.
Nawiasem mówiąc, trwa właśnie konkurs fotograficzny. Najlepsze zdjęcia z Abisynii z pewnością znajdą się na
O!płotku. Fotografowie mają czas do 10 maja 2021. Szczegóły konkursu można znaleźć tutaj: http://abisynia.org/
darp
Kawał historii między blokami (lipiec-listopad 2020)
Niepozorny, na pierwszy rzut oka, schron piechoty przy ulicy Babimojskiej co roku, pod koniec wakacji bierze udział w kultowych już
Dniach Twierdzy Poznań. Miejsce to jednak tętni życiem przez cały rok.
Schron wzniesiono na początku XX wieku, dokładnie w 1904 roku. Miał wzmocnić osłonę tak zwanego Międzypola – odcinka pomiędzy Fortem VIII
a VIIIa. Schron nie miał stałej załogi. Obsada schronu pojawiała się w warunkach bojowych, by zapobiegać przenikaniu nieprzyjaciela na tyły fortów
i do miasta.
W odróżnieniu od samych fortów, już wtedy przestarzałych, schron przy Babimojskiej był nowoczesny. Nie ceglany, jak starsze dzieła forteczne,
a betonowy. Miał sześć pomieszczeń żołnierskich i jedno oficerskie. Wewnątrz były prycze i ławki dla załogi, piece i miejsca na lampy olejowe. Wszystkie pomieszczenia łączył korytarz. Elewacja była widoczna tylko od strony miasta, była to ściana wyposażona w osiem wejść i tyleż okien. Reszta budowli ukrywała się pod ziemią. Duża liczba wyjść pozwalała obsadzie schronu szybko wydostać się na zewnątrz i zająć stanowiska
polowe.
Schron nie odegrał żadnej roli podczas obu wojen światowych, po drugiej został przystosowany do potrzeb kierowania Obroną Cywilną i uodporniony, na ile było to możliwe, na działanie broni masowego rażenia. Zlikwidowano między innymi okna i większość wejść. Elewacja od strony miasta
nie jest już widoczna.
Od kilku lat schron ma gospodarza – w ramach Projektu Schron opiekuje się nim grupa rekonstrukcji historycznej. Stąd udział tego miejsca
w Dniach Twierdzy Poznań.
Obok schronu urządzono replikę okopu z czasów walk pozycyjnych na froncie zachodnim I wojny światowej, wewnątrz jest ekspozycja przedstawiająca funkcjonowanie stanowiska kierowania Obrony Cywilnej.
Schron można zwiedzać, choć w czas pandemii jest to utrudnione.
Poza imprezami o typowo historycznym charakterze w schronie (lub na zewnątrz) odbywają się takie między innymi wydarzenia jak:
Pracownia Creatium (coś dla miłośników majsterkowania), Psia Kafejka, Cykliczne Szydełkowanie czy Targ Wymiankowy (o którym już tu pisaliśmy).
Co się dzieje przy Babimojskiej najprędzej dowiemy się śledząc profil facebookowy Projektu Schron:
https://www.facebook.com/projektschron
Adres to: Babimojska 9.
Schron opisany jest też na stronie internetowej
Poznańskiego Szlaku Fortecznego:
http://www.twierdza.poznan.pl/babimojska/
darp
Po bibeloty do schronu (styczeń-czerwiec 2020)
Przy ulicy Babimojskiej, niemal w środku Osiedla Kopernika. Mieści się tam autentyczny schron z czasów zimnej wojny. Miejsce, od kiedy
ustały przyczyny jego budowy, przez wiele lat popadało w ruinę, teraz zyskało drugie życie. Dzięki społecznikom.
Regularnie, co dwa tygodnie, w niedziele, odbywa się tam targ wymiankowy: każdy może przynieść przedmioty już mu niepotrzebne,
a zabrać do domu to, co akurat mu się przyda.
Nikt nie zostanie wyproszony, gdy coś zabierze nic w zamian nie zostawiając, jednak atmosfera tego miejsca sprawia, że chętniej się dzielimy.
Zwłaszcza, że w każdym domu znajdą się przedmioty, których już nie potrzebujemy, a wyrzucić żal.
Tytułowe bibeloty to tylko jeden z działów, bo targ wymiany podzielony jest tematycznie: są jeszcze między innymi odzież, multimedia, gry,
artykuły dla dzieci, i tak zaskakujące dobra jak kaski górnicze czy torby od masek przeciwgazowych.
Targ zresztą żyje, jego struktura przystosowuje się na bieżąco do przyniesionych przedmiotów.
Następna edycja: 26 lipca, jeśli nie będzie lało, bo targ odbywa się na wolnym powietrzu.
Targ to nie wszystko, co czeka na Babimojskiej – jest też ogród społeczny, działający na zasadzie wspólnej uprawy i wymiany.
Na chętnych czeka też gra logiczna Herbarium i miejsce do grillowania, o które gdzie indziej na osiedlu trudno (ogród otwarty jest od wtorku
do soboty, pomiędzy 15 a19).
To miejsce to także sam schron.
Chwilowo, ze względu na pandemię nieczynny, ale wkrótce ma być otwarty dla zwiedzających, ciekawych klimatu z czasów zimnej wojny.
Dotąd odbyło się tam wiele wydarzeń na przykład z okazji dni Twierdzy Poznań.
Organizatorzy korzystając z przymusowej przerwy w zwiedzaniu dezynfekują obiekt i zmieniają jego aranżację.
Projekt Schron jest otwarty na inicjatywy zewnętrznych partnerów.
Więcej informacji o tym, co dzieje się na Babimojskiej:
https://www.facebook.com/projektschron/
Darek Preiss
Chcemy uruchomienia pływalni Olimpia (lipiec-wrzesień 2019)
Ważą się losy pływalni Olimpia przy ul. Taborowej.
Obiekt został zamknięty w trakcie corocznego, rutynowego remontu latem 2018 roku - z powodu długów operatora, spowodowanych przez inny obiekt, będący w jego gestii.
Pływalnia służyła tysiącom poznaniaków, głównie mieszkańcom południowozachodniego Poznania – to był jedyny publicznie dostępny basen w tej części miasta.
Rada Osiedla Grunwald- Południe zabiega o jego powtórne uruchomienie - znikają bowiem przeszkody natury formalno-prawnej.
Budynek pływalni stoi na gruncie do niedawna będącym własnością sąsiedniej parafii ewangelicko-augsburskiej.
Kilkadziesiąt lat działały w nim dwa baseny - duży i mały, a w lewym skrzydle miała salę ćwiczeń Akademia Judo.
Olimpia charakteryzowała się większą dostępnością niż pozostałe poznańskie obiekty, gdzie godziny otwarte
dla publiczności to głównie wczesne poranki lub wieczory.
Pływalnia nie generowała strat, bo działała na pełnych obrotach - 3 tysiące sprzedanych karnetów rocznie, wśród
użytkowników dzieci z okolicznych szkół, studenci, osoby niepełnosprawne, seniorzy.
600 osób dziennie na dużym basenie, 1500 dzieci na małym tygodniowo.
Po zerwaniu umowy z operatorem wyłączono z publicznej dostępności oba baseny.
Choć zapowiadano ponowne ich uruchomienie, duży do dziś jest nieczynny, mały został wynajęty prywatnej firmie, która prowadzi odpłatne zajęcia dla rodziców z małymi dziećmi.
Niedawno parafia zrzekła się roszczeń do gruntu, co otworzyło drogę do przejęcia pływalni przez miasto - Policja
chce z niej zrezygnować.
Procedura jest w toku, ale władze Poznania wcale nie palą się do ponownego uruchomienia pływalni.
Kilka miesięcy temu przedstawiciele Zarządu Osiedla spotkali się w tej sprawie z zastępcą prezydenta Poznania, Jędrzejem Solarskim.
Padły zapewnienia, że budynek nadal będzie służył celom sportowo-rekreacyjnym (czyli np. judokom), ale pływalnia w tym budynku stoi pod znakiem zapytania.
Jędrzej Solarski uzależnia decyzję od kosztów remontu. W tej sprawie zapowiedziano audyt budowlany, by określić stan budynku i urządzeń.
Przedstawiciele Zarządu prosili na spotkaniu o umożliwienie im uczestnictwa w owym audycie – dotąd jednak nie wpłynęło do Rady
takie zaproszenie.
Docierają do nas natomiast informacje, że audyt się odbył i trwają prace kosztorysowe ewentualnego remontu.
Wg zebranych przez naszą redakcję informacji, coroczny remont niecki dużego basenu kosztował ok. 100 tys. złotych, a roczne utrzymanie pływalni - ok. 0,5 mln zł.
Nawet, jeśli obecnie koszt doprowadzenia pływalni do użytku (obiekt nieużywany zwykle się degraduje) to ok. 2 czy 2,5 mln złotych, to uważamy,
że warto i należy ten koszt ponieść, by przywrócić pływalnię mieszkańcom Grunwaldu i okolic.
Zwłaszcza, że to i tak wielokrotnie mniej niż potencjalny koszt budowy nowej pływalni (kwota między 1,5 a 2,7 mln zł), na co zresztą w pasie
od ronda Nowaka-Jeziorańskiego do Plewisk nie ma w najbliższym czasie szans.
Rada Osiedla będzie nadal o uruchomienie Olimpii zabiegać,
będąc pewną zaangażowania w te działania mieszkańców grunwaldzkich osiedli.
Na pływalnię czeka tu bowiem 50 tysięcy osób.
Paulina Suszka