top of page

 

 

 

Mieszkańcy, szanujcie chodniki              (grudzień 2020)

 

Wiele się tutaj pisało, pisze i zapewne pisać będzie o remontach chodników. Na palcach jednej ręki można policzyć ulice, na których są one

w dobrym stanie, czytaj – niedawno były remontowane. Wieloletnie zaniedbania, sięgające w głąb poprzedniego ustroju, sprawiają, że zaległości

i potrzeby są ogromne.

 

Z rzadka udaje się uzyskać jakieś środki z budżetu miasta na remont chodników, dotyczy to zresztą tylko głównych ulic, a przecież większość mieszkańców nie przy nich ma swoje mieszkania czy domy. Chodniki przy tych mniej eksponowanych ulicach są przede wszystkim pod opieką

Rady Osiedla, a tu środki są więcej niż skromne. Co więcej, w najbliższych latach będą – z powodu polityki rządu, a także pandemii –

jeszcze mniejsze.

Dlatego większość mieszkańców musi się, niestety, uzbroić w cierpliwość: czasy na remont „ich” chodnika kiedyś nadejdą, ale prawdopodobnie

przyjdzie na to jeszcze poczekać. Może nawet bardzo długo.

Nie o tym chcę jednak tym razem napisać. Dzisiaj chcę zaadresować kilka słów do tych szczęściarzy, którzy mieszkają tam, gdzie chodniki

niedawno odnowiono. Co bowiem widzimy? Płytki położone najwyżej kilka lat temu są już w wielu miejscach spękane.

Głównym powodem są parkujące w nadmiarze samochody. Wielu z nas wydaje się, że jak się pozwoli raz czy drugi zaparkować przed swoim domem,

nic się nie stanie. Tymczasem kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym spadaniem.

Niestety, także osobówki sprawiają, że żywotność chodników drastycznie się zmniejsza, acz tu trzeba czasu, by się o tym przekonać.

Tu warto się odnieść do nieprzemyślanej organizacji ruchu: miasto pozwala parkować na chodnikach, które nie zupełnie są do tego przystosowane –

są po prostu za słabe by przenosić takie obciążenia.

Ale jest problem poważniejszy: wszelkiej maści pojazdy dostawcze, już nie mówiąc o ciężarowych. Te potrafią rozprawić się z najlepiej ułożonym chodnikiem w kilka tygodni, najwyżej miesięcy.

Najgorsze są wszelkiego rodzaju ciężkie pojazdy, używane przede wszystkim przy okazji budów i remontów. Te potrafią zdemolować chodnik

w jednej chwili. Efekt jest taki, że mamy pięknie wyremontowany dom, a przed nim chodnik, niedawno odnowiony, woła po pomstę do nieba. 

Wszyscy powinniśmy zdawać sobie sprawę nie tylko z tego, że jeżeli mieszkamy przy ulicy z równym chodnikiem jesteśmy szczęściarzami. Także z tego, że od najbliższego kolejnego remontu dzieli nas, lekko licząc, kilkadziesiąt lat.

Jeśli więc pozwolimy na demolowanie chodnika pod naszym domem, będziemy musieli z tym żyć my i nasze dzieci.

 

Darek Preiss

fot. Darek Preiss

 

 

Chodnik jak tor przeszkód        (styczeń-czerwiec 2020)

 

Chodząc po osiedlu, zauważam u parkujących kierowców specyficzny rodzaj solidarności – bardzo zważają, by ani centymetr auta nie wystawał

na jezdnię. Jednocześnie nie mają najmniejszego problemu z tym, że ich auta tarasują chodniki, niejednokrotnie mocno utrudniając pieszym przejście,

nie wspominając nawet o minięciu się dwóch osób, ani przeprowadzeniu wózka dziecięcego.

 

Zaznaczam, że chodzi mi o nadużywanie parkowania legalnego, w miejscach dozwolonych. Piractwo parkingowe to zupełnie inna kwestia.

 

Ograniczę się dzisiaj do trzech przykładów.

Pierwszy, to południowy chodnik ulicy Marszałkowskiej, pomiędzy Trybunalską a Bułgarską. Jest tam sklep spożywczy i sporo firm, są też legalne

miejsca postojowe. Niestety, kierowcom często nie chce się podjechać samochodem do granicy posesji, wolą stanąć okrakiem na chodniku.

Jakoś nie interesuje ich to, że w ten sposób piesi skazani są na brodzenie w rozjeżdżonym błocie, albo schodzenie na jezdnię, by zawalidrogę wyminąć. 

Drugim przykładem jest niedawno przebudowana, z bardzo dobrym skutkiem, ulica Palacza (na odcinku od Grunwaldzkiej do Promienistej).

Wystarczy porównać dwie połowy tej ulicy – wyremontowaną i nie - by zobaczyć uderzająco wręcz pozytywne efekty zmian.

Niestety, w tej beczce miodu jest łyżka dziegciu – Projektantom zapewne nie przyszło do głowy, że kierowcy twórczo zmodyfikują ich koncepcję -

tam, gdzie przewidziano parkowanie równoległe, parkują ukośnie lub poprzecznie. Oczywiście, w ten sposób robią sobie dobrze – samochodów

zmieści się więcej, za to ten sposób parkowania oznacza zatarasowanie połowy, czasem większej części chodnika.

Przecież kierowca nie zaryzykuje postawienia auta tak, by wystawało na jezdnię.

Tak to, egoizm jednej grupy w dużej mierze niweczy świetny efekt przebudowy ulicy, zmodernizowanej zgodnie z europejskimi standardami.

 

Niestety, w czym piszący te słowa ma duże doświadczenie, zainteresowanie problemem stosownych służb to droga przez mękę. Ostatnio można było

to tłumaczyć pandemią, ale zjawisko jest stare jak moja pamięć.

 

Trzeci przykład dotyczy praktycznie całego osiedla, wszędzie tam, gdzie chodniki są wąskie, a parkowanie równoległe, okrakiem na krawężniku dozwolone. Otóż, kierowcy gremialnie zatrzymują się w ten sposób, by zająć jak najmniej jezdni. Niestety, druga stroną tego zjawiska jest tarasowanie odpowiednio większej części chodnika, z wiadomym skutkiem. Nieraz trudno jest się przecisnąć pojedynczej osobie.

Nawiasem mówiąc, obserwując parkowanie równoległe zauważyłem jeszcze jedno: kierowcy uwielbiają stawać kołami centralnie na krawężniku.

Jakby nie przeszkadzało im to, że niszczą w ten sposób nie tylko infrastrukturę osiedla, ale i własne zawieszenie.

 

Darek Preiss

bottom of page